
Chyba nie ma lepszego układu partnerskiego, zarówno w życiu prywatnym jak i zawodowym, jak ten, w którym każdy z partnerów rozwija się, zdobywa nowe umiejętności i razem wykorzystują je we wspólnym życiu.
Dołączam się do zwolenników opinii, że powoli traci znaczenie teoria dwóch połówek, które to połączone dają wyczekiwaną jedność. Ta teoria towarzyszy nam od starożytności i ustępuje miejsca nowej.
Ja jestem całością i Ty jesteś całością, a razem stanowimy zgrany związek lub zespół wdrażając nową jakość.
„Bycie połówką” pomniejsza naszą rolę do „wybrakowanego elementu”. Ponieważ sam nie stanowię „całości” muszę być połączony z kimś i utrzymywać to połączenie aby całość tę dopełnić. Tak powstaje „wymuszona” iluzja całości, która często nie sprawdza się we wspólnym życiu.
Dwa wybrakowane elementy nie są w stanie stworzyć całości, a jedynie zestaw dwóch wybrakowanych elementów.
Wtóruje temu wszystkiemu kolejne powszechnie panujące przekonanie, że mamy naturalną potrzebę bycia kochanym. Konsekwencje realizowania tej potrzeby w życiu prywatnym i zawodowym również, w moim przekonaniu są mało sympatyczne.
Czy czasem nie jest tak, że mylimy „potrzebę bycia kochanym” z „naturalną potrzebą bycia karmionym” pochodzącą z naszego dzieciństwa ?
Jednak z karmieniem jest tak, że z chwilą gdy samodzielnie nauczymy się zdobywać i przygotowywać posiłki (odpowiednie wychowanie) potrzeba bycia karmionym w naturalny sposób powinna zaniknąć podobnie jak potrzeba korzystania z pieluch.
Jednak tak nie jest, wydaje się, że ciągle realizujemy potrzebę bycia karmionym w nowej wersji tj. bycia kochanym. To ktoś ma nas kochać, karmić „miłością” i bardzo się martwimy na samą myśl, że mogłoby być inaczej. Dlatego staramy się usilnie zdobyć i utrzymać naszego żywiciela.
„Co jeszcze muszę zrobić aby zasłużyć na twoją miłość, na twoją przychylność, na twoją sympatię, polubienie….” Albo z innej strony: „Nie zrobię tego, bo on, ona lub oni przestaną mnie lubić…”
A czy strach przed odrzuceniem nie jest efektem realizowania „potrzeby bycia kochanym ” ?
Jesteśmy dorośli, wiemy jak samodzielnie się wyżywić jednak dla własnej egoistycznej wygody, zamieniliśmy „karmienie”(bo nie wypada – jesteśmy dorośli) na „kochanie”.
Podobnie, jak nie jesteśmy „połówką” tylko „całością” nie mamy potrzeby bycia kochanym ale mamy potrzebę kochania innych.
Jeżeli jesteśmy prawdziwie samodzielni to zamiast realizowania potrzeby brania, powinniśmy realizować potrzebę dawania, która często z trudem przebija się przez grubą warstwę egoizmu, do którego tak trudno się nawet przyznać.
Osoby niezależne nie szukają drugiej połówki by ich karmiła ale szukają tych, którym mogą coś dać, mogą mieć swój udział, swój indywidualny wkład w coś co przerasta indywidualne, samodzielne „ja”, ustanawiając wyjątkowe „MY”. Tak jak azot i tlen stanowią powietrze, wodór i tlen stanowi wodę.
To my osobiście jesteśmy odpowiedzialni za to co możemy dać. Dlatego się uczymy, zdobywamy nowe umiejętności i kompetencje. Ciągle konfrontujemy się ze zmieniającymi się warunkami, aby rosnąć i pokonywać słabości, aby nasz udział w życiu dla innych i świata był wciąż aktualny.
Nie siedzimy cicho w kącie ale jesteśmy aktywni, dajemy się zauważyć nie po to aby ktoś nas przygarną ale po to aby ktoś nas usłyszał i przekonał się co mamy wartościowego do zaoferowania. Pracujemy nad tym aby to co mamy do dodania od siebie było warte wymiany, bo nasze życie opiera się na współzależności. Zresztą sami tego nie ustanowiliśmy. Dziecko jest zależne od opiekuna, a dorosły jest już niezależny wobec siebie i współzależny, jeśli chce stanowić część, społeczności, bo inaczej się nie da – i tego również nie ustanowiliśmy.
I na koniec jeszcze jedno w tych rozważaniach. Zestawienie dwóch niezależnych, silnych jednostek w związku lub zespole daje niezmierzony potencjał.
Już teraz pomyśl co możesz dać pierwszej napotkanej osobie… bo ja dziękuję Ci za Twój czas i pozdrawiam.
Paweł Kosinski
Image by Omar Medina Films from Pixabay